Wybierz swój język

Strona głównagodło służby cywilnej
Biuletyn Informacji Publicznej

Losy Mariana Jurczyka to odbicie losów i kondycji większości polskiego społeczeństwa drugiej połowy XX w. i początku XXI w. Nie zawsze jest ono tak piękne, jak może chcielibyśmy, żeby było, ale jest prawdziwe. Jest wielowymiarowe, ma dobre i złe elementy – ocenił w rozmowie z „Kombatantem” dr Michał Siedziako z Instytutu Nauk o Polityce i Bezpieczeństwie Uniwersytetu Szczecińskiego, autor książki „Marian Jurczyk (1935–2014). Biografia polityczna szczecińskiej legendy Solidarności”.

Marian Jurczyk był postacią skomplikowaną, z pięknymi i pozytywnymi, ale też mniej chlubnymi kartami w życiorysie. Co było momentem formacyjnym w jego życiu?

Trudno wskazać jeden, konkretny moment. Na formację Jurczyka wpłynęło miejsce, z którego się wywodził, dom rodzinny, wychowanie. Urodził się w Karczewicach pod Częstochową. Doświadczył wiejskiej biedy, w jego pamięci utkwiło kilka drastycznych wydarzeń z udziałem Niemców z czasów wojny. Później sam przyznawał, że niechęć i obawy przed Niemcami, którym dawał wyraz jako polityk już w latach 90., mogły po części wynikać właśnie z tych jego dziecięcych doświadczeń. Jako nastoletni chłopak z uwagi na sytuację materialną rodziny musiał podjąć pracę zarobkową, nie miał czasu na edukację.

W poszukiwaniu lepszego życia wyjechał na tzw. Ziemie Odzyskane – do Szczecina. Pracę w Stoczni im. Adolfa Warskiego rozpoczął jako zaledwie dwudziestolatek. To właśnie stocznia kształtowała jego postawę przez kolejne dekady. Był związany z nią niemal przez całe swoje życie zawodowe, pracując m.in. jako niewykwalifikowany robotnik, operator dźwigu, spawacz i magazynier. Znał zakład od podszewki, był zżyty z załogą – i sam stanowił jej modelowego przedstawiciela. W wymiarze politycznym – i tu możemy już mówić o konkretnych momentach formacyjnych – trudne do przecenienia znaczenie w życiorysie Jurczyka miał udział w wydarzeniach Grudnia ’70, Stycznia ’71 oraz Sierpnia ’80 w Szczecinie.

Jaką rolę odegrał podczas wydarzeń grudniowych 1970 roku i styczniowych 1971 roku w Szczecinie?

Podczas strajku grudniowego nie odgrywał jeszcze większej roli, ale widział z bliska dramatyczne wydarzenia na ulicach miasta 17 grudnia, kiedy spłonął KW PZPR, a „władza ludowa” strzelała do robotników. Został wybrany do „trójki strajkowej” na swoim wydziale w stoczni. Miesiąc później, kiedy stoczniowcy wznowili strajk, znalazł się już w komitecie strajkowym, był odpowiedzialny m.in za straż robotniczą. Uczestniczył w słynnej debacie robotników z Edwardem Gierkiem, zabierał głos w imieniu załogi swojego wydziału. Udział w tych wydarzeniach był swoistą inicjacją polityczną Jurczyka.

Wiadomo, że przez kilkanaście miesięcy był tajnym współpracownikiem komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. W jakich okolicznościach do tego doszło?

SB poszukiwała osób zaangażowanych w kolportaż „Szerszenia” – antyreżimowego pisma wydawanego w Paryżu przez Edmunda Bałukę, lidera protestów Grudnia ’70 i Stycznia ’71 w Szczecinie. Pismo to było przemycane do Polski i trafiało m.in. do stoczniowców ze Stoczni im. Warskiego, gdzie wciąż działało środowisko tzw. pogrudniowych aktywistów, do którego należał również Marian Jurczyk. Ponieważ jedna z osób, o których SB wiedziała, że miały kontakt z „Szerszeniem”, utrzymywała relacje z Jurczykiem, także on znalazł się w kręgu zainteresowania służb. Po kilku rozmowach wstępnych, w czerwcu 1977 roku, podpisał zobowiązanie do współpracy i przyjął pseudonim „Święty”.

 

nnn.jpeg

Marian Jurczyk podczas I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ Solidarność, Gdańsk, 10 stycznia 1981 r.
Fot. Stefan Kraszewski/CAF / PAP
 

W jaki sposób Jurczykowi udało wycofać się ze współpracy?

Po pierwsze trzeba tutaj odnotować, że kiedy funkcjonariusze próbowali aktywniej wykorzystać TW „Świętego”, zlecając mu zadanie, które miało być elementem zaplanowanej przez nich „gry operacyjnej” – nie wykonał go w oczekiwany przez nich sposób. Trudno przy tym stwierdzić, czy był na tyle nieporadny, czy też umyślnie nie chciał wykonywać prawidłowo poleceń SB. Od pewnego momentu stał się natomiast wyraźnie niechętny dalszym spotkaniom z kapitanem Dynakiem – swoim oficerem prowadzącym. Został też przez niego przyłapany na kłamstwie w istotnej sprawie, która interesowała SB. Jednocześnie służby miały w tym samym środowisku, w którym miał być wykorzystywany „Święty”, inne osobowe źródło informacji – sprawnego agenta, który chętnie dostarczał informacji na tematy interesujące policję polityczną. W tej sytuacji zrezygnowano z dalszego „urabiania” Jurczyka. Po raz ostatni Dynak spotkał się z nim pod koniec listopada 1979 roku. Później jeszcze próbował telefoniczne odnowić kontakty z Jurczykiem, kiedy stanął on czele strajków Sierpnia ’80 w Szczecinie. Wówczas już spotkał się ze stanowczą odmową.

Wobec Jurczyka pojawiają się także zarzuty o antysemityzm, wartościowanie pewnych grup społecznych…

Niestety, na przestrzeni lat swojej aktywności publicznej Jurczyk wielokrotnie dawał wyraz antysemickim uprzedzeniom. Najbardziej znane jest tu jego wystąpienie z listopada 1981 roku w Trzebiatowie, kiedy mówił m.in. o „Żydach, zdrajcach narodu polskiego”. Z kolei w latach 90. Głośnym echem odbiło się jego stwierdzenie, że „Polską rządzi mniejszość narodowa”. Wiadomo było, że znów mówi o Żydach, choć indagowany w wywiadzie telewizyjnym przez Bogdana Rymanowskiego nie chciał tego przyznać wprost. Udało mi się ustalić, że jeszcze w okresie PRL tego rodzaju poglądy Jurczykowi suflowano, także poprzez agenturę SB w jego otoczeniu. Tego rodzaju „ziarno” musiało jednak padać na podatny grunt, to znaczy w Jurczyku pewne stereotypy i uprzedzenia były po prostu zakorzenione…

Dlaczego w 1981 roku zdecydował się stanąć do walki o fotel przewodniczącego związku jako kontrkandydat Lecha Wałęsy? Co sprawiło, że zyskał poparcie blisko 25 proc. delegatów na I Krajowym Zjeździe Solidarności?

Do kandydowania namówili go ludzie z jego otoczenia i wcale nie chodziło o to, żeby wygrał z Wałęsą. Plan był taki, aby pokazać Wałęsie, którego działania odbierano wówczas jako „wywyższanie się”, odgradzanie od szeregowych członków związku gronem doradców, że w Solidarności są także inni liderzy, z którymi powinien się liczyć. Mówiąc kolokwialnie, szło o to, żeby przewodniczącemu związku nieco „utrzeć nosa”. W tym zakresie planów się powiódł, choć nie wpłynęło to wcale na zmianę postawy Wałęsy. Jeśli natomiast chodzi o samego Jurczyka, to o ile początkowo nie chciał się zgodzić na kandydowanie, to w pewnym momencie uwierzył, że może i powinien zastąpić Wałęsę. Rzutowało to na relacje obu liderów i miało długofalowe konsekwencje.

 

kkk.jpeg

 

W 1982 roku jego syn i synowa zginęli tragicznie, wyskakując z okien kamienic w Szczecinie. Jurczyk podejrzewał, że w śmierć zamieszana była SB. Pogrzeb stał się okazją do wielkiej antyrządowej demonstracji, podczas której doszło do walk z ZOMO. W sierpniu 2007 roku IPN umorzył śledztwo w tej sprawie. W jaki sposób to wydarzenie wpłynęło na Jurczyka?

Śmierć dziecka zawsze jest dla rodzica ogromną tragedią i nie inaczej było w przypadku bohatera mojej książki. Mówiąc o tej sytuacji, trzeba mieć też na uwadze towarzyszące jej uwarunkowania. Adam i Dorota Jurczykowie zginęli podczas stanu wojennego, kiedy sam Jurczyk był więziony jako jeden z czołowych „wrogów ustroju”. Domysły, że do ich śmierci mogły przyczynić się osoby trzecie nasuwały się same, choć później nie potwierdziło ich ani niezależne dochodzenie działaczy szczecińskiego podziemia jeszcze w latach 80., ani postępowanie prowadzone już po 2000 roku przez prokuratorów IPN. Trudno powiedzieć, czy sam Jurczyk rzeczywiście wierzył, że „jego dzieci zamordowała SB” – jak twierdził. Nawet jeśli tak było, nie musiał wykorzystywać tej tragedii w swojej działalności publicznej. A jednak czynił to wielokrotnie, przywołując śmierć syna i synowej zarówno podczas swojego procesu lustracyjnego, jak i przy wielu innych okazjach…

Z jakiego powodu był przeciwnikiem zaangażowania Solidarności w obrady Okrągłego Stołu?

W 1989 roku Jurczyk był już poza głównym nurtem Solidarności, któremu przewodził Wałęsa. Dwa lata wcześniej zaangażował się w działalność Grupy Roboczej Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” – inicjatywy domagającej się od Wałęsy zwołania władz krajowych związku w składzie wybranym w 1981 roku. Choć sam postulat był trudny do zrealizowania, choćby dlatego, że wielu dawnych liderów znajdowało się już poza krajem, Wałęsa wyraźnie nie był zainteresowany jego realizacją. Stawiał na działaczy, których sam dobierał do współpracy – w Szczecinie nie był to Jurczyk, lecz Andrzej Milczanowski. Jurczyk nie był zatem przeciwnikiem Okrągłego Stołu jako idei, lecz przeciwnikiem Wałęsy i jego ówczesnej polityki. Sprzeciwiał się co prawda warunkom ponownej legalizacji Solidarności, wynegocjowanym przy Okrągłym Stole, ale stawiam tezę, że gdyby Wałęsa utrzymał go przy sobie jako regionalnego lidera, Jurczyk zaakceptowałby porozumienie i kontynuował działalność na jego zasadach. To jednak tylko dywagacje – historia potoczyła się inaczej. Warto jednak przypomnieć, że środowisko Jurczyka nie odrzuciło całkowicie rezultatów Okrągłego Stołu – wystawiło własnych kandydatów w czerwcowych wyborach „kontraktowych” w 1989 roku. Jak wszyscy spoza „drużyny Wałęsy”, nie odnieśli oni jednak żadnego sukcesu.

Jak Jurczyk odnalazł się w demokratycznej rzeczywistości III RP?

Można by rzec: średnio. Wykluczony z procesu przemian, stał się rzecznikiem ludzi poszkodowanych przez transformację. Choć warunki polityczne zasadniczo się zmieniły, a wielu jego dawnych kolegów z Solidarności zaczęło realizować się w działalności publicznej, on – podobnie jak w latach 80. – wciąż trwał w opozycji. Początkowo koncentrował się na roli przewodniczącego NSZZ „Solidarność ’80” – nowego związku zawodowego, którego powstanie przypieczętowało rozłam z Solidarnością kierowaną przez Lecha Wałęsę. Jurczyk pragnął jednak odegrać większą rolę – miał wyraźne inklinacje do zaangażowania politycznego sensu stricto. Do polityki udało mu się wejść dopiero w 1997 roku, kiedy – jako niezależny kandydat „spoza układów”, jak sam się przedstawiał – zdobył mandat senatora. W kolejnych latach dwukrotnie pełnił funkcję prezydenta Szczecina. Był pierwszym prezydentem miasta wybranym w wyborach bezpośrednich w 2002 roku. Także ten etap jego działalności szeroko omawiam w książce.

 

jjt.jpeg

3 listopada 1984 r., pogrzeb księdza Jerzego Popiełuszki, pierwszy z lewej Marian Jurczyk.
Fot. Wojciech Łaski / East News
 

„Nie byłoby gdańskiego Sierpnia 80 roku, gdyby nie było strajku w Szczecinie. Nie byłoby Lecha Wałęsy, gdyby nie było Mariana Jurczyka. Nie byłoby Solidarności w Warszawie, Otwocku, Bydgoszczy, gdyby nie wiał wiatr wolności z Pomorza Zachodniego” – mówił Jan Rulewski na pogrzebie Jurczyka. Zgadza się pan z tymi słowami?

Nie sposób się z nimi nie zgodzić. Trzeba jednak powiedzieć, że ów wiatr wiał w obie strony. Bo tak jak nie byłoby Wałęsy bez Jurczyka i Solidarności w Otwocku bez Solidarności w Szczecinie, tak i nie byłoby Jurczyka gdyby nie Wałęsa, a Otwock czy inne mniejsze miejscowości solidarnościowego ruchu podbudowywały pozycję większych ośrodków, jak Gdańsk czy Szczecin. Zawsze podkreślam, że siłą Solidarności było to, że miała ona powszechny charakter, wspólne działanie różnych ludzi i międzyludzka solidarność przez małe „s”.

Czy można powiedzieć, że życiorys Jurczyka skupia jak w soczewce losy Polaków drugiej połowy XX w. i początku XXI w. ?

Tak, bez wątpienia. Losy Jurczyka to odbicie losów i kondycji większości polskiego społeczeństwa w rzeczonym okresie. Nie zawsze jest ono tak piękne, jak może chcielibyśmy, żeby było, ale jest prawdziwe. Jest wielowymiarowe, ma dobre i złe elementy. Starałem się je uchwycić bez przejaskrawień. Wystarczająco „jaskrawy” bywał na różnych etapach swojej aktywności sam Jurczyk.

 

TEKST | Katarzyna Krzykowska "Kombatant" Nr 4/2025 r.

Biuletyn Kombatant

nr 4 (412) kwiecień 2025

Kombatant 04.2025okl

Pożegnania

Z głębokim smutkiem zawiadamiam,

że 18 maja 2025 roku zmarł

 

ŚP

mjr Bogusław Nizieński

 

urodzony 2 marca 1928 roku w Wilnie.

Więcej…