Natarcie alianckie na Narwik poprzedziło półgodzinne przygotowanie artyleryjskie przed północą z 27 na 28 maja w wykonaniu artylerii z sześciu krążowników i sześciu alianckich niszczycieli oraz artylerii polowej.
Natarcie na Narwik
Ewakuacja wojsk sprzymierzonych miała być przeprowadzona w tajemnicy przed Norwegami. Dowodzący Północno-Zachodnim Korpusem Ekspedycyjnym francuski generał Bethouart nie wyraził na to zgody, w związku z czym zadecydowano, że najpierw wojska aliantów rozbiją zgrupowanie wojsk niemieckich w rejonie Narwiku, odrzucając je ku Szwecji, i wtedy dopiero powiadomią Norwegów o decyzji w przedmiocie ewakuacji podjętej w Londynie. Tak też się stało. 1 czerwca został o decyzji zawiadomiony rząd norweski, natomiast 8 czerwca dowództwo wojsk norweskich.
Co tyczy się natomiast terminu natarcia alianckiego na Narwik, to został on ostatecznie ustalony na dzień 28 maja, godzina zero. Natarcie poprzedziło półgodzinne przygotowanie artyleryjskie przed północą z 27 na 28 maja w wykonaniu artylerii z sześciu krążowników i sześciu alianckich niszczycieli oraz artylerii polowej. Ogień z połowy artylerii okrętowej został ześrodkowany na plażach między miejscowościami Orneset i Forneset na południowym brzegu Rombaksfjordu. To tam miał wylądować i wylądował z Öijordu na pancernych barkach desant pierwszej fali 13. Półbrygady Legii Cudzoziemskiej w sile około 300 legionistów, usadawiając się na przyczółku pod Orneset. Na nim też lądowały pod silnym ogniem niemieckim dalsze pododdziały Legii oraz francuskiej 1. lekkiej dywizji strzelców, ponosząc dotkliwe straty w ludziach.
Żołnierze Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich w bitwie o Narwik. fot: NAC
Z godzinnym opóźnieniem wylądował na sąsiedniej plaży desant batalionu norweskiego 15. pułku piechoty, zajmując jednak tylko wąski pas terenu przybrzeżnego. Próby rozszerzenia utworzonych przyczółków nie powiodły się. Zaważyła na tym sytuacja, jaka powstała po odlocie znad pola walki po – zgodnie z planem – czterech godzinach pracy brytyjskich myśliwców na ich lotnisko. Nad portem zapanowała z fatalnymi dla aliantów skutkami niemiecka Luftwaffe. W walkach na ziemi Niemcy również odzyskali inicjatywę, ostrzeliwując ze wzgórza 457 ogniem z broni maszynowej i moździerzy alianckie oddziały desantowe, które zajęły pozycje w rejonie przyczółków Orneset i Forneset. Na wzgórze to natarły oddziały 13. półbrygady Legii, ale natarcie załamało się z dużymi dla nich stratami. Po siedmiu godzinach walk sytuacja obydwu batalionów Legii w rejonie Orneset stała się krytyczna i jako taka utrzymywała się w dalszych godzinach walki. Dopiero ponowne natarcie na wzgórze 457 zmieniło sytuację. Mimo ciężkich strat bataliony Legii zdobyły wzgórze, odzyskały przyczółek Orneset, a przede wszystkim odzyskały inicjatywę, a to pozwoliło zgrupowaniu Legii, po ciężkiej i krwawej walce 28 maja o godz. 22.00 zdobyć Narwik. Wówczas do miasta wszedł norweski 15 pp i tam już pozostał.
Boje Polaków
Udział Brygady Podhalańskiej w walkach o Narwik zaczął się 27 maja o godz. 23.30 od przygotowania artyleryjskiego w wykonaniu francuskiej baterii polowej, która położyła ogień na zajęte przez Niemców wzgórza 643 i 773. O godz. 0.01 w dniu 28 maja ruszyły w bój kompanie I batalionu mjr. Kobylińskiego. Kompania 1. w ciągu kilku minut posunęła się ok. 200 metrów, ale wpadła pod intensywny, skuteczny ogień niemieckich ckm-ów i moździerzy, który ją zatrzymał. Dopiero ogień francuskiej baterii artylerii polowej i własnych moździerzy spowodował, że kompania 1-sza zaczęła się posuwać ku wzgórzu 643, zdobywając je po dwu i półgodzinnej walce. Znacznie trudniej poszło kompanii zdobywanie wzgórza 650, które zajęła dopiero 28 maja pod wieczór. Na wzgórze 650, poza kompanią 1., natarła również kompania 3. I batalionu, ale dostawszy się pod bardzo silny ogień niemiecki, zaległa pole przed wzgórzem i przetrwała na nim do godzin popołudniowych. Wzgórze 773 kompania 3. zdobyła dopiero późnym wieczorem 28 maja. Dowódca I batalionu, po otrzymaniu rozkazu energicznego maszerowania na osadę Beisfjord, rzucił na ten kierunek swoją kompanię 1., która o północy z 28 na 29 maja, na skutek zmęczenia, zatrzymała się na odpoczynek, zamiast przeć dalej na osadę Beisfjord. Było to o tyle ważne, że z Narwiku przez Beisfjord i dalej na Sildvik wycofywały się oddziały niemieckich strzelców górskich z Narwiku i okolic. Niemcy opuścili Beisfjord 29 maja o godz. 5.00 nad ranem, a w godzinę później weszła tam 1. kompania I batalionu. Cały batalion zebrał się tam dopiero w południe, a pościg za Niemcami rozpoczął się po trzech godzinach, kiedy odeszli już oni na Sildvik. Podczas gdy batalion I, a z nim grupa rozpoznawcza wydzielona z 1. kompanii batalionu IV nacierali na kierunku wschód, to batalion II ppłk. Deca nacierał na kierunku północnym. Zaczęło się tak, jak na innych odcinkach – od przygotowania artyleryjskiego. Od godz. 23.30 w dniu 27 maja trzy krążowniki i trzy niszczyciele alianckie przez pół godziny ostrzeliwały z dział zbocza wzgórza 295, zabudowania Narwiku i Fagernes oraz drewniane domki w Ankenes. Tuż po północy, kiedy ustał ogień artyleryjski, a zastąpił go ogień polskich cmk-ów i moździerzy, rozpoczęła natarcie na Ankenes 3. kompania II batalionu. O godz. 0.20 dnia 28 maja ruszyła 1. kompania tego batalionu, ale już po paru skokach grupki strzelców dostały się pod ogień ckm-ów ukrytych za kamiennym wałem, od którego padli zabici i ranni. W tej sytuacji natarcie zamarło, aby jednak po chwili ruszyć znowu w kierunku wzgórz 295, przy bardzo wolnym tempie natarcia z powodu ognia niemieckiego, pod jaki się dostała.
Bitwy morskie pod Narwikiem, toczone między flotą niemiecką a aliancką (norweską i brytyjską) podczas niemieckiej inwazji na Norwegię w kwietniu 1940 roku,
w czasie II wojny światowej, toczone w porcie w Narwiku i na wodach okolicznych fiordów, Fot. Getty Images/Galerie Bilderwelt
O godzinie drugiej 28 maja ruszyła do natarcia 2. kompania, ale jej uzysk na terenie był niewielki. W ciągu godziny kompania przebyła zaledwie ok. 300 metrów, bo na tyle pozwalał ogień niemieckich strzelców górskich. Wehrmacht prowadził go z tzw. „fasolki”, tej części wzgórza 295, która 17 i 18 maja sąsiadowała ze „wzgórzem Szaszkiewicza”. Ogniem swoim Niemcy objęli nie tylko 2. kompanię II batalionu, ale i leżącą naprzeciwko „fasolki” 3. kompanię IV batalionu, która również została wyznaczona do natarcia na wzgórze 295. Nacierająca w tym czasie na Ankenes 3. kompania II batalionu zaczęła podchodzić w pobliże, do ruin pierwszych domków w Ankenes, gdy została gwałtownie ostrzelana od czoła z niemieckich gniazd oporu mieszczących się w piwnicach domów i ich ruinach, wraku statku leżącego tuż przy brzegu, a nawet i od tyłu. Kompania w nieładzie odskoczyła w tył i zatrzymała się dopiero na skraju miejscowości Emmens, ale nie była już zdolna do dalszej walki. Niemcy, rozzuchwaleni cofaniem się 3. kompanii, przeszli z kolei do przeciwnatarcia i szturmem zdobyli czub wzgórza 295. Do wyparcia z niego niemieckich strzelców górskich została wyznaczona 3. kompania IV batalionu. Jej patrole rozpoznały, że czub wzgórza jest obsadzony przez dwa plutony niemieckie z dwoma ckm-ami. Kompania, po podjęciu walki z Niemcami o wzgórze 295, zdobyła je przed północą 28 maja. Niemcy stamtąd odskoczyli w zabudowania Ankenesu, ale z powodu silnej mgły nocna akcja pościgu za nimi została przerwana. Rano 29 maja zdobywcy wzgórza 295 zobaczyli tam pokiereszowane twarze i roztrzaskane kolbami karabinów głowy swoich poległych kolegów.
Niemcy oszczędzili tylko zwłoki poległego na wzgórzu kpt. Morenia. W tym czasie 2. kompania II batalionu swoimi trzema plutonami zajęła pozycje nad skalistym urwiskiem ponad domkami wsi Nyborg. Stamtąd kompania schodziła do Beisfjordu, ale poniosła duże straty, tracąc 10 zabitych i 15 rannych. Po dojściu do południowego brzegu Beisfjordu pod osadą Nyborg strzelcy z kompanii dostrzegli odpływających przed nimi wypełnionymi po brzegi łodziami niemieckich strzelców górskich, którzy starali się przedostać na przeciwległy brzeg fiordu do osady Fagernes, ale nie zdążyli. Do padł ich ogień z dziesięciu ciężkich i ręcznych karabinów maszynowych polskich strzelców, którzy zadali ciężkie straty Niemcom. Utonęło w wodach fiordu 60 żołnierzy Wehrmachtu, a uratowali się tylko ci, którzy skakali do wody, rzucali broń i płynęli z powrotem do Nyborga, aby się oddać do niewoli. Niemieckie junkersy, które się pojawiły nad Nyborgiem, zrzuciły wprawdzie bomby, ale niecelnie, tak że kompania od bomb miała tylko dwóch rannych.
Oddział Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich maszeruje ze sztandarem Brygady. Fot. Polska Zbrojna
Bój o Narwik zakończył się jego zdobyciem po 22 godzinach walki, ale został okupiony ciężkimi stratami. Najcięższe poniosły obydwa bataliony 13. Półbrygady Legii Cudzoziemskiej. Straty Polaków wyniosły: 70 zabitych, 130 rannych, siedmiu jeńców i sześciu zaginionych. Niemcy natomiast stracili 190 strzelców górskich, w tym 60, którzy utonęli w Beisfjordzie. Bitwa o Narwik została wygrana, do czego przyczyniła się Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich, wykazując w walce najpełniejsze walory bojowe i rzucając na szalę bitewną żądzę odwetu i pomsty. Niemcy w odwecie za utratę Narwiku rozpoczęli systematyczne bombardowanie miasta, a przy okazji również osiedli Ankenes i Haakvik. W walkach powietrznych w dniach 28 i 29 maja hitlerowcy stracili 19 samolotów, a 2 czerwca siedem. Polacy, którzy polegli w walkach w Norwegii na półwyspie Ankenes, zostali pochowani w Narwiku i Haakvik, natomiast tych, którzy polegli 28 maja w bitwie o Narwik, pochowano na wiejskim cmentarzu w Mejeri w zbiorowej mogile żołnierskiej, którą przygotowali ich koledzy i która stała się grobem 70 strzelców podhalańskich. Pochowano ich 30 maja wieczorem, a ponieważ nie było z czego wykonać dla nich trumien, owinięt o ich w koce lub peleryny wojskowe. Jedynie strzelcy podhalańscy wykonali ze znalezionych desek dębowych pudła – trumny, do których złożono ciała kpt. Morenia i ppor. Kempnego. Pochówku dokonał ksiądz kapelan 1. półbrygady SBSP Józef Król.
Pościg
30 maja o północy za uciekającymi ku granicy ze Szwecją oddziałami niemieckimi rozpoczęły pościg kompanie II batalionu, które poszły na przełaj przez góry w kierunku na Sildvik. Akcja skończyła się jednak niepowodzeniem, ponieważ z powodu niespodziewanej i gwałtownej śnieżycy kompanie I batalionu utraciły wzajemną ze sobą łączność i zgubiły się w terenie. Niemców 30 maja ścigały też oddziały 13. półbrygady Legii Cudzoziemskiej, ale nie w górach, tylko wzdłuż toru kolejowego Narwik – Sildvik. Zupełnie niespodziewanie oddziały Legii napotkały w rejonie stacji kolejowej Strømnes na silny opór Niemców, którzy nawet podjęli kontrataki. W związku z tym dowództwo 13. półbrygady Legii poprosiło 31 maja rano gen. Bohusza-Szyszkę o wsparcie i takie otrzymało. Na pomoc skierowany został I batalion, który 31 maja wieczorem ogniem swojej artylerii moździerzowej wsparł legionistów w ich walce z Niemcami, a pod wieczór tego dnia dwie kompanie strzelców podhalańskich podeszły w pobliże toru kolejowego i nawiązały łączność z oddziałami Legii w rejonie miejscowości Klubnes. W tej łączności z oddziałami Legii I batalion, patrolując przedpole, przetrwał do 8 czerwca, osłaniając ewakuację Brygady Podhalańskiej.
Ewakuacja
Ewakuacja Brygady Podhalańskiej rozpoczęła się na przystani w Skjomnes 4 czerwca i trwała 5 dni w ścisłej przed Norwegami tajemnicy. Oddziały ewakuujące się załadowano na kutry rybackie w 16-tu punktach załadowczych, następnie oddziały przewieziono kutrami do wylotów fiordów, gdzie strzelców przeładowano na brytyjskie niszczyciele i dowieziono ich do statków transoceanicznych, które oczekiwały na ewakuujących się w odległości 150–200 km od brzegów wysp norweskich. Sprzęt, którego nie udało się w całości załadować na kutry, został spalony lub zatopiony w fiordach, a część mułów pozostawiono na nadbrzeżnych pastwiskach. Jako pierwsze ewakuowały się pododdziały II batalionu i pododdziały 1. półbrygady, które razem z francuską kompanią czołgów i kompanią ppanc. weszły w rejonie Tromsø na pokład polskiego m/s „Sobieski”. W tym samym dniu i rejonie na jeden z okrętów brytyjskich załadował się III batalion. Resztę pododdziałów Brygady załadowano na kutry, a następnie przeładowano na niszczyciele i dowieziono do statków transoceanicznych w dniach 6 i 8 czerwca. Ostatnie statki ze strzelcami podhalańskimi odpłynęły z Norwegii do Wielkiej Brytanii 9 czerwca, w sytuacji, gdy norweska Rada Ministrów podjęła decyzję o kapitulacji Norwegii, zaś król Haakon VII wraz z księciem Olafem na pokładzie okrętu brytyjskiego udał się na wygnanie (wojska norweskie skapitulowały dopiero 9 czerwca). Okręty z oddziałami Brygady Podhalańskiej dopływały kolejno do szkockiego portu Greenock w dniach 9, 11, 12 i 13 czerwca. Także 13 czerwca, po podjęciu decyzji, że Brygada nie pozostaje w Wielkiej Brytanii, a wraca do Francji, uformował się konwój z udziałem polskich okrętów m/s „Sobieski” i m/s „Batory” oraz jednego brytyjskiego i odpłynął z Greenock do francuskiego portu Brest, przypływając tam 14 czerwca po południu (w tym czasie Niemcy wkroczyli do Paryża). Po wyokrętowaniu się w Breście Brygada, jako ciągle jeszcze wchodząca w skład 1. francuskiej lekkiej dywizji strzelców, została skierowana z Brestu do rejonu miejscowości Dol w Bretanii, gdzie według rozkazów dowódców francuskich, miała stawić opór Niemcom. 18 czerwca 1. kompania III batalionu nawiązała na swoich stanowiskach obronnych styczność ogniową z pancernymi oddziałami niemieckimi, po czym oddziały Brygady Podhalańskiej skierowano do pobliskich lasów w sytuacji, kiedy pancerne kolumny niemieckie wjeżdżały już na tyły Brygady.
Polacy w trakcie ewakuacji do Francji. Fot. Polska Zbrojna
Rozbicie Brygady przez wojska niemieckiego korpusu pancernego dokonane zostało 18 czerwca 1940 r. Batalion I przestał istnieć całkowicie o godz. 11.30 po rozbiciu go przez Niemców w miejscowości Combourg, batalion II rozwiązano o godz. 12.30, batalion III uległ rozproszeniu, zaś batalion IV rozwiązano 18 czerwca wieczorem. Uratowały się jedynie, bo udało im się wymknąć z matni i odpłynąć do Wielkiej Brytanii na różnych, przygodnych jednostkach morskich, resztki Brygady Podhalańskiej. Brygada jako zwarta jednostka wojskowa przestała oficjalnie istnieć 18 czerwca 1940 roku. Przestała istnieć Brygada, ale nie jej żołnierze, którym udało się pozostać na wolności, którzy walczyli później pod Tobrukiem, w Samodzielnej Brygadzie Strzelców Karpackich, w 2. Korpusie Polskim pod Monte Cassino, Ankonie i Bolonii, w batalionie strzelców podhalańskich, który w 1943 roku wszedł w skład 1. Dywizji Pancernej gen. Maczka, w Brygadzie Spadochronowej gen. Sosabowskiego, jednostkach Polskiej Marynarki Wojennej, dywizjonach polskich sił powietrznych (latali w dywizjonie specjalnym z zaopatrzeniem dla walczącej w sierpniu i wrześniu 1944 roku Warszawy), walczyli także jako „cichociemni” na barykadach powstańczej Warszawy oraz uczestniczyli w organizacjach podziemnych polskich i francuskich. W swej drodze do Wielkiej Brytanii wielu spośród strzelców podhalańskich poznało więzienia francuskie i hiszpańskie oraz katorżniczą pracę w koloniach francuskich podległych reżimowi Vichy. W dramatycznych okolicznościach przestała istnieć Samodzielna Brygada Strzelców Podhalańskich, która w walkach w Norwegii straciła 97 strzelców, rany odniosło 189 strzelców, do niewoli dostało się siedmiu, a 21 strzelców zostało uznanych za zaginionych. Wszyscy oni zasłużyli na najwyższą cześć i szacunek. Ci, którzy pozostali na norweskich cmentarzach wojennych i którzy jako marynarze Polskiej Marynarki Wojennej spoczęli na dnie Morza Norweskiego, to nasi prawdziwi Bohaterowie, o których nie wolno nam, jako ich spadkobiercom, zapomnieć. Oni oddali Polsce to, co mieli najdroższego – życie i zdrowie. Ich żołnierskie serca biły dla naszej Ojczyzny do ostatnich chwil Ich życia.
Cześć i chwała Bohaterom, Strzelcom Podhalańskim!
III część dodatku specjalnego do biuletynu Kombatant z okazji 80. rocznicy bitwy o Narwik. (Oprac. Bogusław Nizieński)