– Drogą numer 9 maszerowały Legiony Dąbrowskiego z Reggio Emilia przez Bolonię, Imolę, Forli, Rimini, Ankonę do Rzymu.
Myśmy też maszerowali tą trasą, tylko w przeciwnym kierunku, na północ. Dla nas nie było innej drogi, mimo Jałty, szliśmy dalej. Aż do Bolonii – mówił o szlaku bojowym 2. Korpusu Polskiego płk Tadeusz Mieczysław Czerkawski.
9 kwietnia 1945 roku na froncie włoskim rozpoczęła się aliancka ofensywa wiosenna o kryptonimie Buckland, w polskiej historiografii znana jak bitwa o Bolonię. Dowódca alianckiej 15. Grupy Armii, gen. Mark Clark, zamierzał przede wszystkim odciąć wojska III Rzeszy od doliny Padu. Ta najdłuższa i największa rzeka Półwyspu Apenińskiego była dla brytyjskich i amerykańskich wojsk ostatnią barierą przed Alpami i mogła stanowić wyjątkowo dogodną rubież obronną dla Niemców w trakcie ich odwrotu na północ. Wojna, choć jej losy były już przesądzone, wciąż trwała, a Niemcy, zgodnie z surowymi rozkazami Hitlera mieli bić się do ostatniego żołnierza.
Mieszkańcy Bolonii witają żołnierzy 2 Korpusu Polskiego. 04.1945. Fot. NAC
Oznaczało to, że Grupa Armii C feldmarszałka Alberta Kesselringa przygotowała, oparte na kilku przeszkodach rzecznych, solidne linie obrony obsadzone przez doborowe dywizje i osłanianie przez dużą ilość artylerii. 5. Armia amerykańska i 8. Armia brytyjska, jak pisał gen. Anders, zamierzały manewrem kleszczowym, na wschód i na zachód od Bolonii, odciąć i zniszczyć siły niemieckie. 2. Korpus Polski otrzymał w tej operacji niezwykle ważne i trudne zadanie – przełamać obronę niemiecką na rzekach Senio i Santerno, a następnie ruszyć w pościg za wrogiem. – 9 kwietnia to był piękny słoneczny dzień. Czekaliśmy w napięciu na wieczorny atak. Byłem razem z baterią, gdy nagle słyszymy huk motorów. Setki „Latających fortec” i Liberatorów idą nad nami. Dudnienie bomb. Idzie ostatnia fala. Nagle w górze żółta sygnalizacja! Bomby padają na nasze stanowiska! Zygmunt Zawadzki, tobrukczyk, najmłodszy oficer Armii Poznań, dowódca 5. batalionu na który spadły amerykańskie bomby, przyszedł ze sztabu i się rozpłakał. Na jego oczach, czterdziestu kilku zabitych, kilkudziesięciu rannych. Później batalion i tak poszedł do przodu i wykonał zadanie – opowiadał płk Czerkawski.
Pierwsza faza operacji przebiła linie niemieckie na rzece Senio, w ciągu kolejnych dni Polacy dotarli do rzeki Santerno. Naprzeciw naszych oddziałów stanęły doborowe jednostki, m.in. 26. Dywizja Pancerna oraz 4. Dywizja Spadochronowa. Już pierwsze godziny operacji udowodniły, że Niemcy są dobrze przygotowani do obrony, nieustępliwi, dysponują bronią pancerną i dużą ilością artylerii. Tymczasem na froncie, 17 kwietnia, po przekroczeniu rzeki Sillaro, Polacy dotarli do rzeki Gaiana. Szybkie postępy jednostek 8. Armii spowodowały, że odcięcie oddziałów niemieckich stało się bardzo realne. Wróg musiał więc zareagować ze zdwojoną siłą. Do akcji weszła 1. Dywizja Spadochronowa, która broniła masywu Monte Cassino w maju i Linii Gotów w sierpniu 1944 roku. 18 kwietnia po odpartych z dużymi stratami atakach sąsiadującej z Polakami 43. Dywizji Ghurków, dowództwo 2. Korpusu przegrupowało wojska do przełamania oporu wroga na tzw. Linii Anny czyli rzece Gaiana. – Rano zaczyna się natarcie. Jest most Zambonini, którego Niemcy nie zdążyli wysadzić. Przez ten most przeszła piechota, przeszli komandosi i czołgi i zaczął się bój na całego – opowiadał Czerkawski.
Polscy żołnierze wjeżdżający do Bolonii, fot. HUM Images/Universal Images Group via Getty Images
Niestety, mimo zbliżającego się końca wojny, fanatyzm Niemców nie ustawał. W kronikach i pamięci żołnierzy polskich w szczególności zapisały się osławione oddziały spadochronowe, oskarżane po wojnie o zbrodnie wojenne. – Dwa dni przed atakiem poszło rozpoznanie nasze i bantamem pojechał major, podporucznik i kierowca. Zajechali przed jakiś dom, nagle wyskoczyli Niemcy, zaczęli strzelać i wzięli do niewoli i tego majora i kierowcę. Podporucznik uciekł i zameldował. W czasie naszego natarcia znaleziono zwłoki tego majora i tego kierowcy. Mieli obcięte uszy, wydłubane oczy, obcięte nosy. Zmasakrowani straszliwie przez spadochroniarzy. Podobnie było w jednym z oddziałów nad rzeką Santerno. My uderzamy, ale musimy się wycofać. Na polu bitwy niestety zostają ranni. Na drugi dzień kolejne natarcie. Znaleziono ich w potworny sposób pomordowanych, z poderżniętymi gardłami – dodał weteran. 21 kwietnia Polacy, jako pierwsi, weszli do Bolonii. Załopotała polska flaga na najwyższej, 97‐metrowej średniowiecznej wieży tego miasta – Torre degli Asinelli. Zawiesił ją tam kapelan 3. Dywizji Strzelców Karpackich, kpt. Rafał Grzondziel. Wyzwolenie Bolonii było ostatnim wysiłkiem zbrojnym 2. Korpusu Polskiego w czasie wojny. W trakcie bitwy o Bolonię zginęło ponad 300 Polaków. Spoczywają oni wraz z innymi poległymi w północnych Włoszech żołnierzami 2. Korpusu Polskiego na Cmentarzu Wojennym w San Lazzaro di Savena.
TEKST |Przemysław Budzich "Kombatant" Nr 3/2025 r.