- Była to bez wątpienia bitwa wielka. Chcieliśmy jej, żyliśmy myślą o niej w Palestynie, w Iraku, w Egipcie, szkoląc się na pustyni, nasłuchując wiadomości z Polski. Łatwo dziś twierdzić, że w pięć miesięcy po Teheranie była już politycznie zbyteczna. Równie łatwo wydać dziś podobny, jeśli nie bardziej nawet stanowczy, sąd o Powstaniu Warszawskim – stwierdził wybitny polski pisarz Gustaw Herling-Grudziński.
W 1942 roku ten przyszły autor „Innego świata” wydostał się ze Związku Sowieckiego wraz z tysiącami innych kresowian i służył w 3. Karpackim Pułku Artylerii Lekkiej, w szeregach którego walczył pod Monte Cassino. – Istnieją procesy, które raz wprawione w ruch i ciągle podsycane nie dają się powstrzymać o krok od spełnienia bez ryzyka duchowej kapitulacji na długie lata. Historia Armii Krajowej zmierzała od początku ku Powstaniu, jak w historię Drugiego Korpusu wpisana była od początku Bitwa – dodał pisarz
Klasztor pośród wzgórz
Monte Cassino wraz z znajdującym się na wzgórzu klasztorem benedyktynów było w czasie II wojny światowej kluczową niemiecką pozycją obronną na tzw. linii Gustawa, mającą uniemożliwić aliantom zdobycie Rzymu. – Masyw Cassino, na którym stał klasztor, był kluczowym stanowiskiem w linii Gustawa, systemie połączonych niemieckich linii obronnych, biegnącym przez całą szerokość najwęższej części Włoch między Gaetą i Ortoną. Był to przykład imponującej inżynierii wojskowej, najpotężniejszy system obronny, z jakim podczas wojny zetknęli się Brytyjczycy i Amerykanie – napisał Matthew Parker w książce pt. „Monte Cassino. Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej”.
Brytyjski badacz tego najważniejszego epizodu kampanii włoskiej przypomniał też, że naturalne korzyści, jakie dawało górskie położenie, zostały wzmocnione przez Niemców dzięki usunięciu budynków i drzew i poszerzeniu w ten sposób pola rażenia. W innych miejscach powiększono występujące w tej okolicy naturalne jaskinie, a pozycje obronne wzmocniono dźwigarami kolejowymi i betonem. Dodatkowo wykopano ziemianki, połączone podziemnymi przejściami. – Umocnienia nie były jedną linią, a raczej wieloma liniami z tak zaplanowanymi stanowiskami, żeby można było natychmiast przeprowadzić kontrnatarcia na utraconych obszarach frontu – dodał Matthew Parker.
Ruiny klasztoru na Monte Cassino Fot. Sammlung von Repro-Negativen (Bild 146)/ Das Bundesarchiv
Droga na Rzym
To wszystko sprawiało, że w bitwie o Monte Cassino – największej batalii frontu włoskiego, która miała otworzyć aliantom drogę na Rzym i w rezultacie doprowadzić do kapitulacji faszystowskich Włoch – walczyli od stycznia 1944 roku żołnierze aż dziesięciu narodowości z pięciu kontynentów. Bezskutecznie – do czasu ostatniej i tym razem zwycięskiej ofensywy, przeprowadzonej w maju 1944 roku przez polskich żołnierzy.
Od stycznia do maja 1944 roku pod Monte Cassino zostały rozegrane cztery wielkie bitwy. Do pierwszych walk doszło 17 stycznia i, co ciekawe, już wtedy wzięli w nich udział polscy żołnierze z 1. Samodzielnej Kompanii Komandosów pod dowództwem mjr. Władysława Smrokowskiego. Jednak pierwsze natarcie, które przeprowadziły w połowie stycznia siły amerykańskie i brytyjskie, okazało się nieudane. Miesiąc później nie poradzili sobie w drugiej bitwie również żołnierze z Nowej Zelandii, wspierani przez żołnierzy hinduskich. Po kolejnym miesiącu ponowili atak, lecz i tym razem po trwającej 11 dni bitwie alianci wycofali się, wcześniej ponosząc ogromne straty. Sprzymierzeni próbowali wyeliminować obsadzone przez Niemców Monte Cassino również poprzez masowy atak lotniczy, do którego doszło 15 lutego 1944 roku. Tego dnia 250 amerykańskich samolotów zrzuciło na wzgórze setki bomb burzących, które sprawiły że klasztor benedyktynów – na szczęście za ich wiedzą, bo zostali ostrzeżeni – praktycznie przestał istnieć.
– Spełniło się to co nakazywał zakonnikom 477 punkt Reguły: śmierć zawsze obecną mieć przed oczami – napisał Melchior Wańkowicz, który jako dziennikarz starał się podczas walk 2. Korpusu Polskiego odwiedzić na linii frontu każdą kompanię, by rozmawiać z żołnierzami o ich zmaganiach.
Trudna decyzja
Decyzja o tym, że to Polacy podejmą kolejną próbę zdobycia Monte Cassino zapadła kilka miesięcy wcześniej. Tak jej okoliczności wspomina sam dowódca 2. Korpusu Polskiego gen. Władysław Anders, który spotkał się w tej sprawie, już w marcu 1944 roku w Vinchiaturo, z gen. Olivierem Leese – dowódcą 8. Armii, czyli jednej z najbardziej znanych formacji brytyjskich podczas II wojny światowej, walczącej w Afryce Północnej i na Półwyspie Apenińskim.
Polski dowódca po tym jak Niemcy z powodzeniem i krwawo odparli ponowne natarcie aliantów na miasto Cassino dowiedział się, że wojska sojusznicze na przyczółku Anzio znajdują się w trudnym położeniu. – Wobec tego zdecydowano wielką ofensywę na odcinku frontu włoskiego od miasta Cassino do wybrzeża Morza Tyrreńskiego. 8. Armia otrzymała zadanie przełamania linii Gustawa, której najsilniejszym punktem są wzgórza Monte Cassino oraz linii Hitlera, której zawiasem jest Piedimonte. Dla 2. Korpusu Polskiego przewidziano najtrudniejsze zadanie zdobycia w pierwszej fazie wzgórz Monte Cassino, a następnie Piedimonte. Była to dla mnie chwila doniosła – napisał Anders we wspomnieniach zatytułowanych „Bez ostatniego rozdziału”.
– Rozumiałem całą trudność przyszłego zadania Korpusu. (...) Zaciekłość walk w mieście Cassino i na wzgórzu klasztornym były już wówczas dobrze znane. Mimo że klasztor Monte Cassino był bombardowany, mimo że oddziały i czołgi sojusznicze dochodziły przejściowo na sąsiednie wzgórza, mimo że z miasta Cassino zostały tylko gruzy, Niemcy utrzymali ten punkt oporu i nadal zamykali drogę do Rzymu – ocenił generał.
5 Kresowa Dywizja Piechoty 2 Korpusu Polskiego w bitwie o Monte Cassino, Fot. Archiwum Fotograficzne Tadeusza Szumańskiego/NAC
Sowieci i ich propaganda
Warto też przypomnieć, że na Polaków coraz silniejszą presję wywierała propaganda sowiecka. W październiku 1943 roku tworzone u boku Armii Czerwonej oddziały tzw. Ludowego Wojska Polskiego wzięły udział w bitwie pod Lenino. Władze w Moskwie chciały w ten sposób pokazać, że polscy żołnierze w Związku Sowieckim bez wahania przystępują do walki, podczas gdy ci, którzy szli u boku gen. Andersa, nie chcą bić się z Niemcami.
Działania sowieckiej propagandy – w ocenie badaczy – do pewnego stopnia wpłynęły na decyzję gen. Andersa, który sam podkreślał, że zdawał sobie sprawę, że 2. Korpus Polski i na innym odcinku miałby duże straty, ale wykonanie tego zadania – ze względu na rozgłos jaki Monte Cassino zyskało wówczas w świecie – mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. – Byłoby najlepszą odpowiedzią na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami. Podtrzymywałoby na duchu opór walczącego Kraju. Przyniosłoby dużą chwałę orężowi polskiemu. Oceniałem ryzyko podjęcia tej walki, nieuniknione straty oraz moją pełną odpowiedzialność w razie niepowodzenia. Po krótkim namyśle oświadczyłem, że podejmuję się tego trudnego zadania – dodał gen. Anders.
Monte Cassino było zdobywane metr po metrze…
Tuż po północy, 12 maja 1944 roku, po dwugodzinnym ostrzale artyleryjskim, polscy żołnierze rozpoczęli nocny atak na pozycje niemieckie. W walkach wzięły udział wszystkie jednostki 2. Korpusu Polskiego: 3. Dywizja Strzelców Karpackich, 5. Kresowa Dywizja Piechoty, 2. Samodzielna Brygada Pancerna, wspierane przez Armijną Grupę Artylerii. Niestety, naprzeciw nich stały elitarne jednostki niemieckie: 1. Dywizja Spadochronowa oraz 5. Dywizja Górska.
W oczach historyków przebieg samej bitwy ogranicza się do kilku zasadniczych faktów: pierwsze natarcie wyprowadzone przez Polaków nie powiodło się i zostało okupione ogromnymi stratami – było to aż ok. 1,8 tys. poległych i rannych. W obliczu zaciętego oporu Niemców gen. Anders zrezygnował z ponawiania kolejnych ataków aż – jak ustalono – do wschodu słońca 16 maja. Data ta jednak, po konsultacjach, została przełożona na dzień później. Po ponowieniu natarcia, wieczorem 17 maja, polscy żołnierze wreszcie przełamali potężną siłę niemieckiej obrony pod strategicznie położonym Colle San Angelo, a 18 maja nad ranem Monte Cassino opuścili ostatni zdolni do walki żołnierze niemieccy, a ci którzy pozostali na miejscu – głównie ranni i sanitariusze – wywiesili białą flagę. Wysłany w celu potwierdzenia tej sytuacji polski oddział zawiesił wówczas nad gruzami proporzec 12. Pułku Ułanów Podolskich. Wreszcie symbolem tryumfu polskiego oręża było odegranie na Monte Cassino, przez plutonowego Emila Czecha, Hejnału Mariackiego.
Ważne jednak jak przebieg bitwy wyglądał oczami polskich żołnierzy; tych, którzy poświęcili wówczas swoje życie i zdrowie. – Wzgórza przy Monte Cassino zdobywane były metr po metrze, ta walka była bardzo ciężka, prowadzona w nocy, bo tylko pod jej osłoną mogliśmy działać. Moje zadanie w artylerii polegało na wspieraniu ataku piechoty na wzgórze Widmo – opowiadał kilka lat temu podczas obchodów kolejnej rocznicy bitwy kpt. Stosław Kowalski z 5. Kresowego Pułku Artylerii Przeciwlotniczej Lekkiej. – Myślałem o zwycięstwie, o zdobyciu Monte Cassino, co po siedmiu dniach okrutnej walki nam się udało, choć było okupione ofiarą tysiąca polskich żołnierzy, którzy tam zginęli; a tysiące były też rannych. Ale 18 maja około godz. 10.40 miałem zaszczyt wejść na Monte Cassino. Czułem szalone zadowolenie z tego, co udało nam się zrobić – wspominał kapitan. – Myśleliśmy o Polsce. Tak jak wyraża to napis wyryty na cmentarzu, który mówi, że my, Polacy, oddaliśmy ducha Bogu, ciało Włochom, a serce Polsce – dodał weteran.
Ruiny klasztoru na Monte Cassino, Fot.Wikipedia
Wspominając początkową kanonadę w ataku na Monte Cassino kombatanci podkreślali, że „to był jeden huk na całą dolinę, nie było słychać pojedynczych strzałów i zrobiło się jasno jak w dzień”. – Było tak jasno, że mogliśmy wtedy czytać gazety. Tego nie da się zapomnieć – wspominał mjr Antoni Łapiński, który służył w 3. Dywizji Strzelców Karpackich jako podoficer zwiadowczy. W czasie walk o Monte Cassino znosił w bezpieczne miejsca ciężko rannych żołnierzy. – Tylko takich nosiliśmy, bo oni nie mogli chodzić, bo ten, co był na przykład ranny w rękę lub coś innego, to sam schodził. Żołnierz przeważnie ważył ok. 60–70 kilogramów, nosze drewniane podobno ważyły 17 kilogramów i jak się to doda, to wiadomo, że te ok. 80 kilogramów trzeba było przenieść – opowiadał.
Weteran podkreślił też, że ci, którzy dzisiaj oglądają wzgórza przy Monte Cassino, powinni pamiętać, że wiosną 1944 roku były one pozbawione osłony w postaci drzew. – Niemieccy żołnierze postarali się, by uczynić Monte Cassino niezdobytą twierdzą. Klasztor, a właściwie jego ruiny, widzieliśmy z każdej strony, ale i Niemcy widzieli nas z każdej strony. Nie było miejsca, w którym moglibyśmy się zasłonić i każde było dla nas niebezpieczne – dodał.
Bilans i pamięć
Prawie pięć miesięcy – tyle trwała bitwa o Monte Cassino i tyle czasu straciły wojska alianckie, które w pierwszych dniach czerwca 1944 roku wkroczyły do Rzymu. Nie udałoby się to bez ofiarnego wkładu polskich żołnierzy. Bilans strat w 2. Korpusie Polskim to aż 923 poległych, 345 zaginionych i 2931 rannych. Z całą pewnością walka o Monte Cassino rozsławiła imię polskiego żołnierza i pokazała, że polska armia potrafiła podjąć ogromne ryzyko z wiarą, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. I tak się stało: Polacy zdobyli szczyt, który był nie do zdobycia, przełamali linię Gustawa, a imię Polski było wówczas na ustach całego świata.
****
Po 80 latach Polski Cmentarz Wojenny pod Monte Cassino, gdzie spoczywa ponad tysiąc żołnierzy 2. Korpusu Polskiego z ich dowódcą gen. Władysławem Andersem, będzie miejscem głównych uroczystości upamiętniających wielką zwycięską bitwę. Weźmie w nich udział prezydent RP Andrzej Duda wraz z delegacją rządu i parlamentu oraz wojska, kombatantami i ich rodzinami, także przedstawicielami dyplomacji, Polonii, Kościoła i włoskich władz i urzędów oraz wielu stowarzyszeń z obu krajów. Niestety, upływ lat spowodował, że weteranów, którzy pamiętają wydarzenia z maja 1944 roku pod Monte Cassino, będzie w najlepszym razie zaledwie garstka…
TEKST | Norbert Nowotnik "Kombatant" Nr 5/2024 r.